sobota, 27 lutego 2016

Drzwi nr 58

Drzwi podobnych do tych znajdziecie wiele w okolicy krakowskiego rynku. W innych miastach na pewno też można zobaczyć podobne. Drewniane, zaokrąglone u góry, z kamiennym portalem i kutymi elementami. Ale w tych drzwiach jest coś wyjątkowego. Jeden drobny szczegół, który odróżnia je od większości podobnych drzwi. Przyjrzyjcie się dobrze i poszukajcie klamki...

Znaleźliście? Normalnie tego typu drzwi mają klamki usytuowane po środku, ale tu jest inaczej i klamkę zamontowano z prawej strony, przy zewnętrznej krawędzi. Dlaczego? Nie wiem. Ale widać, że nawet mały szczegół może uczynić coś wyjątkowym.

Kraków / Polska


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

P.S. Kraków staram się odwiedzać przynajmniej raz w roku. Niedługo znowu wybieram się do tego miasta i w związku z tym mam do Was pytanie/prośbę. Czy możecie polecić mi jakąś fajną miejscówkę do przenocowania na Kazimierzu? Ostatnio spałam we wspaniałym Boom Apartments, ale teraz potrzebuję lokum bliżej Muzeum Inżynierii Miejskiej. Macie jakieś sugestie?

Miłego dnia!
Marta

czwartek, 25 lutego 2016

Ciemność, ciemność widzę...

Ach te kultowe teksty z Seksmisji. Niby film ma już swoje lata, ale niektóre cytaty wcale się nie starzeją. I właśnie jeden z nich, stanowiący tytuł dzisiejszego wpisu, przychodzi mi do głowy w związku z coraz bardziej widocznym trendem wnętrzarskim, czyli malowaniem ścian na bardzo ciemne kolory.

Zaczęło się jakiś czas temu od niewinnie wyglądających małych fragmentów malowanych farbą tablicową. Potem pojawiły się pierwsze nieśmiałe próby wprowadzania na większej powierzchni różnych odcieni szarości. I tak stopniowo ciemność zaczęła się pogłębiać i rozlewać na wszystkie pomieszczenia. Pojawiły się głębokie granaty, nasycone zielenie i brązy, ciemny grafit. Tak ciemny, że prawie czarny. Intensywne kolory opanowały wszystkie kąty mieszkań, od salonu i sypialni, aż po kuchnię z łazienką. Pokoje dziecinne w tej kolorystyce też można spotkać coraz częściej.


poniedziałek, 22 lutego 2016

(Nie)serce domu

Zdecydowanie nie jestem stworzona do stania przy garach. Owszem, lubię czasem upichcić coś ekstra, gdy wpadają goście, ale na co dzień żadna ze mnie kucharka. Niestety nie mam genów włoskiej mammy, która jest najszczęśliwsza, gdy może nakarmić stado ludzi. Co za tym idzie, raczej nie można powiedzieć, że kuchnia jest sercem naszego domu. No chyba, że uznamy, że liczy się przesiadywanie przy stole w jadalni, która jest z kuchnią połączona. Ale moim zdaniem to jednak nie to samo. A jak się tak głębiej zastanowić, to chyba i tak wygrywa salon.

Więcej czasu w kuchni spędzam jedynie w weekendy. Wtedy cieszę się tym, że mam dużo miejsca do przechowywania, szerokie blaty do pracy, funkcjonalną spiżarnię i duuużo światła. Pod ręką stoi ręczny młynek do kawy, który regularnie używany, rozsiewa zapach świeżo mielonych ziaren. Obowiązkowe są też  świeże zioła, bez których nie wyobrażam sobie gotowania. Pewnie na wiosnę mój ziołowy ogródek jak zwykle się rozrośnie i zostanie wyeksmitowany na balkon, ale póki co najpotrzebniejsze roślinki mam pod ręką. 

Jakoś dawno już nie pokazywałam Wam tych kątów więc czas to nadrobić.


niedziela, 21 lutego 2016

Drzwi nr 57

Rozczulają mnie takie obrazki. Popatrzcie na te krzywe dechy przybite byle jak u dołu drzwi, żeby je choć trochę uszczelnić. Nieudolnie, niezbyt ładnie, a jednak wolę taki sposób ratowania drzwi niż pójście na łatwiznę i wymienienie ich na jakieś mdłe i nijakie PCV. No bo, czy nie byłoby szkoda tych pięknych zawijasów snycerki i krat w szybkach?

Ljubljana / Słowenia


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

piątek, 19 lutego 2016

Łazienki po królewsku

W górach obudziły się niedźwiedzie. Nad głowami przelatują klucze dzikich gęsi. Podobno pierwszy w tym roku bocian już jest w Polsce. Czy to już wiosna? Teoretycznie do tej kalendarzowej został jeszcze miesiąc, ale gdy w ostatnią niedzielę piękne słońce wygoniło nas z domu na spacer, zaczęłam mieć nadzieje, że zima już nie wróci.

Jeśli śledzicie mój profil na instagramie, to wiecie, że w ostatni weekend wybraliśmy się do Łazienek Królewskich. Bardzo lubię ten warszawski park, bo budzi różne miłe wspomnienia. Moi dziadkowie mieszkają niedaleko więc często bywałam tu w dzieciństwie. Dziś, tak samo jak wtedy, spaceruję alejkami i wypatruję wiewiórek. Tym razem okazało się, że nie tylko te rudzielce uwielbiają orzechy. Adam postanowił karmić z ręki również dzikie sikorki. Nie sądziłam, że to możliwe, ale sporo ptaków się skusiło. Tylko strasznie szybkie były i ciężko było zrobić im zdjęcie ;)

Park Łazienkowski zachwyca o każdej porze roku. Bardzo lubię klasyczną architekturę Pałacu na wodzie, oranżerii i innych zabudowań. Na ich jasnym tle, kolorowe pawie prezentują się jeszcze dostojniej. I wiecie co? W Łazienkach widać już wiosnę! Na krzewach pojawiły się pierwsze listki a spod kwietników, ciągle jeszcze przykrytych świerkowymi gałęziami, wystają już kilkunastocentymetrowe pędy tulipanów i innych kwiatów. Kaczory walczą ze sobą o samice i wszędzie słychać ćwierkanie ptaków. Oby tak dalej :)

No dobra, dosyć gadania. Zapraszam Was na wirtualny spacer.


niedziela, 14 lutego 2016

Drzwi nr 56 i coś jeszcze

Są takie miasta, do których lubię wracać i które zawsze pozytywnie mnie nastrajają. Jednym z nich jest Wrocław. Więcej o tym, co mi się tam podoba, napiszę już wkrótce w jednym z kolejnych postów. A dzisiaj mam dla Was piękne drzwi sfotografowane w zabytkowej części miasta. Podobają mi się, bo łączą różne elementy, które lubię: cegłę, rzeźbiony kamienny portal i kolorowe, drewniane skrzydło. Do tego kuta klamka i białe obramowanie, które pięknie uwydatnia wszystkie elementy. Niby dużo tych rożnych dekoracji, ale ładnie się ze sobą komponują.

Wrocław / Polska


We Wrocławiu zrobiłam również poniższe zdjęcie. Szłam sobie ulicą, trochę rozglądałam się na boki, trochę patrzyłam pod nogi. Gdy nagle coś mnie tknęło, żeby spojrzeć w niebo. I zobaczyłam taki oto obrazek. Dziś wszyscy gadają o miłości więc ja postanowiłam podzielić się z Wami tą właśnie fotką. Bo ja tu widzę miłość, zdecydowanie :)


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

sobota, 13 lutego 2016

Śniadanie do łóżka

Chyba nikt nie lubi okruchów w łóżku, ale czy znacie kogoś, kto byłby niezadowolony ze śniadania podanego do łóżka przez kochaną osobę? Zwłaszcza, że raczej nie zdarza się to często ;) 
Zwykle rano śpieszymy się do pracy i nie mamy czasu na takie przyjemności. Choć przyznaję, że jestem szczęściarą, bo codziennie, gdy wstaję (mocno nieprzytomna), czeka na mnie w jadalni świeżo zaparzona kawa. A czasem, gdy poranek jest szczególnie ciężki i zupełnie nie mogę się obudzić, mężulek wręcza mi kubek z kawą w dłoń zanim wstanę. Wtedy nie mam wyjścia, muszę zacząć szerzej otwierać oczy i pilnować, żeby nie zalać łóżka. Jak do tej pory pościel ucierpiała tylko dwa razy:)

Ale jutro jest niedziela. Nigdzie się nie spieszymy. I na dodatek są walentynki. Nigdy nie obchodzimy jakoś specjalnie tego święta (chyba, że uznamy, że kwiaty, które Adam dzisiaj przyniósł, to zwykły falstart), ale może to dobra okazja, żeby miło zacząć dzień pięknym śniadaniem.

Postanowiłam poszukać jakiś inspiracji i powiem Wam, że nie było łatwo. Wszędzie tylko czekoladowe serduszka, różowe ciasteczka, truskawkowe dekoracje. Ale kilka śniadaniowych pomysłów udało mi się znaleźć. Serduszek nie udało się uniknąć, ale obiecuję, że nie będzie czekolady;) 
  • Wielbicielom słodkich śniadań proponuję gofry lub pankejki z ulubionymi dodatkami. 
  • Tradycjonalistów zapraszam na tosty lub kanapkę z jajkiem sadzonym. 
  • Jeśli lubicie eksperymentować, to pewnie spodoba Wam się foccacia z pomidorkami cherry i serduszka z ciasta francuskiego z pesto lub pomidorami.
  • Dbający o linię  docenią owocową sałatkę, zdrowy smoothie lub lekką sałatkę z dodatkiem w postaci serduszkowych pomidorków.
To co wybieracie?


środa, 10 lutego 2016

Stojak na kwiaty, wersja 2.0.

Jeszcze niedawno na hasło: stojak na kwiaty przechodziły mnie dreszcze. Od razu miałam przed oczami okropne prl-owskie regaliki, stołeczki i wieszane na ścianie półko-kosze. Te cuda były plecione zwykle z jakiejś wikliny, czy czegoś w tym stylu. Kojarzycie? Pamiętam je z dzieciństwa. Nigdy mi się nie podobały. W sumie to nie wiem skąd ta niechęć, bo w moim domu rodzinnym, który zawsze był (i nadal jest) pełen kwiatów, nigdy takiego mebelka nie było. Nie było też żyłek rozwieszonych pod sufitem i listewkowych kratek na ścianach, po których pięły się zielone pędy oraz innych obowiązkowych elementów dekoracyjnych domowej dżungli lat 80-tych. Ale widywałam je w domach koleżanek i jakoś utkwiły mi w pamięci. A w latach 90-tych było jeszcze gorzej, bo mieszkania znajomych zostały opanowane przez stojaki kute, w rozmaitych, dziwnych kształtach, z ozdobnymi zawijasami, metalowymi listkami i tego typu pierdołami, brr...

Na szczęście ostatnio moje wyobrażenie o stojakach na kwiaty zostało trochę odczarowane. Wszystko za sprawą nurtu urban jungle. Powróciła moda na zieleń we wnętrzach i rośliny znowu na dobre zadomowiły się w naszych mieszkaniach. A wraz z nimi nadeszła nowa era kwiatowych mebli. Jak wiecie lubię proste formy, dlatego bardzo spodobały mi się te drewniane i metalowe stojaki na donice. Cienkie, smukłe nóżki, żadnych zbędnych elementów dekoracyjnych - idealne do wyeksponowania urody roślin i na dodatek pasują do każdego wnętrza. Sami zobaczcie:


poniedziałek, 8 lutego 2016

Drzwi nr 55 i bonus

Elegancka, biała kamienica, ogromne białe drzwi, ozdobne kute ornamenty wyglądające jak delikatna koronka... jakoś kojarzy mi się to wszystko z suknią panny młodej z czasów naszych prababek. Wspaniałe są te drzwi i właściwie wystarczyłoby je porządnie umyć, żeby znów zachwycały spacerowiczów, którzy postanowili przysiąść naprzeciwko, na ławeczce przed wejściem do zamku.

Maribor / Słowenia


Jako bonus mam dla Was dzisiaj jeszcze kilka zdjęć ciekawych klamek z Mariboru. W Słowenii takie klamki zachowały się w bardzo wielu kamienicach. Spotykałam je właściwie na każdym kroku. Jakoś nikt nie wpada na pomysł, żeby wymieniać je na bardziej solidne, nowoczesne i pancerne. 


Więcej o cyklu przeczytacie tutaj.

Miłego dnia!
Marta

czwartek, 4 lutego 2016

Bloggers baby shower, czyli gdzie zamieszka Roma

Jestem towarzyska. Jestem gadułą. Jestem kobietą. Te trzy fakty na pewno są wystarczającym wyjaśnieniem, dlaczego tak bardzo lubię spotkać się z fajnymi babkami, rozmawiać przez wiele godzin na mniej i bardziej poważne tematy, dzielić się doświadczeniami, śmiać do łez, itd. Każda okazja do tego typu spotkań jest dobra. A jeśli pretekstem jest świętowanie oczekiwanych narodzin nowego Małego Człowieka i to w gronie blogerek, z którymi od dawna się znam i lubię, to już pełnia szczęścia :)

Ostatni weekend spędziłam na Bloggers baby shower u Lu z Enjoy your Home w znakomitym towarzystwie dziewczyn z całej Polski: Anicji, Agi, Gu, Oli, Jagody, Izy, Karoliny i Beaty. Dziewczyny, dziękuję, że niektórym z Was chciało się jechać taki kawał. Było super! Nie umiem streścić w kilku zdaniach tych wspólnych dwóch dni więc skupię się na temacie wnętrzarskim ;)

Ludmiła mieszka w najpiękniejszej kawalerce jaką kiedykolwiek widziałam. Biała podłoga, meble vintage, pastelowe dodatki - klimacik nie do podrobienia. Ta dziewczyna ma masę pozytywnej energii, którą umie zarażać jak nikt inny. Nic więc dziwnego, że kącik, który przygotowała dla swojej córeczki - Romy, jest taki kolorowy. Przecież żaden ponurak nie stworzyłby tak pięknego, jasnego, eklektycznego i barwnego pokoju dziecinnego. I to raptem na kilku metrach kwadratowych! Zresztą sami zobaczcie.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...